David Bowie – artysta o wielu twarzach
Jeśliby stworzyć listę najbardziej kreatywnych i pracowitych artystów ostatniego półwiecza, David Bowie zdecydowanie znalazłby się na jej szczycie. Wraz z każdym, z 25 nagranych, albumów potrafił zaskoczyć fanów i krytyków nowym brzmieniem. Nierzadko towarzyszyły mu przy tym postacie, w które wcielał się na scenie. 10 stycznia przypada piąta rocznica śmierci tego wyjątkowego muzyka – z tej okazji warto przypomnieć kilka z najciekawszych wykreowanych przez niego postaci.
Ziggy Stardust
Nosi czerwone, lateksowe buty, jego powieki pokrywa brokat, a włosy zostały ścięte na charakterystyczny mullet. Tajemniczy przybysz z kosmosu odwiedza planetę Ziemię na 5 lat przed jej domniemaną zagładą i postanawia zostać gwiazdą rocka. Brzmi trochę jak pokręcone science-ficiton? Taką właśnie historię opowiada wydana w 1972 r. płyta „The Rise and Fall of Ziggy Stardust and The Spiders from Mars”. Jej tytułowy bohater stał się pierwszym alter-ego znanego dotychczas z bardziej hipisowskiego wizerunku Bowiego. Muzyk wczuwał się w jego rolę, nie tylko występując na scenie, ale niekiedy też podczas udzielania wywiadów. Członkowie jego zespołu, tzw. pająki z Marsa, wspominają, że w tamtym okresie częściej reagował na imię Ziggy, niż David.
Dorastający w rodzinie ze skłonnościami do chorób psychicznych (schizofrenię miały trzy jego ciotki i przyrodni brat) Bowie przez wiele lat obawiał się podobnego losu. Widać to szczególnie w teksach jego wczesnych piosenek. Stworzenie postaci ekscentrycznego kosmity i wcielenie się w niego pozwoliły mu stanąć z oko w oko z szaleństwem i przezwyciężyć strach.
W końcu nadeszła jednak pora na pożegnanie ze Stardustem. Przytłoczony sławą Ziggy popełnia, zawarte w tytule ostatniej piosenki albumu, „rock’n’rollowe samobójstwo” i odradza się jako…
Aladdin Sane
Stanowiące nazwę wydanej w 1973 r. płyty imię i nazwisko to w rzeczywistości gra słów. Aladdin Sane z wolna odczytać można jako „A lad insane”, czyli szalony człowiek. Inspirację dla tej nazwy stanowił, wspomniany już, przyrodni brat Bowiego – Terrence.
Artysta niejednokrotnie określał Aladdina jako amerykańską wersję Ziggy’ego. Ubrany w równie wymyślne stroje (tym razem stworzył je japoński projektant Kansai Yamamoto), z wymalowaną na twarzy niebiesko-czerwoną błyskawicą (znakiem rozpoznawczym ery), bohater rozpoczyna karierę za oceanem. Początkowo zafascynowany tamtejszą kulturą, szybko zaczyna dostrzegać jej mroczną stronę. Zamiast śpiewać o nadchodzącym z kosmosu zagrożeniu, skupia się na degradacji, którą społeczeństwo samo sobie funduje i która ostatecznie dopadnie jego samego.
Halloween Jack
Halloween Jack to naprawdę fajny kot z najgłośniejszą gitarą w mieście, a przynajmniej tak śpiewa o nim Bowie w piosence „Diamond Dogs”.
Kolejne wcielenie artysty zadebiutowało na okładce wydanego w 1974 r. albumu o tym samym tytule. Jack został tam ukazany z twarzą człowieka i ciałem zwierzęcia, choć na co dzień zdecydowane preferował ludzką wersję. To postapokaliptyczny rockman z piracką przepaską na oku, który przemierza dystopijne Hunger City, śmieje się z władzy i zbiera członków swojej załogi – tytułowe diamentowe psy. Inspiracją dla całego albumu była powieść George’a Orwella „1984”.
The Thin White Duke
Jedna z najważniejszych w karierze Bowiego postaci powstała w trudnym dla niego prywatnie czasie. Po sukcesie poprzednich płyt przeniósł się z Wielkiej Brytanii do Kalifornii, gdzie, jak przystało na gwiazdę rocka w latach 70, uległ uzależnieniom. Sama nazwa The Thin White Duke, która w tłumaczeniu na polski oznacza cienkiego, białego księcia, jest jawnym odwołaniem do kokainy. Po latach artysta wyznał nawet, że nie pamięta większości procesu nagrywania „Station to Station” (1976). Jest to interesujące zwłaszcza w kontekście, że album do dziś plasuje się w czołówce jego dzieł.
Postać Duke’a zaczął kreować jeszcze podczas trasy promującej jego poprzednią płytę „Young Americans” (1975). Była to prawdziwa odskocznia od glam rocka, zarówno w brzmieniu, jak i wyglądzie Davida. Na scenę wchodził niczym hrabia-wampir, blady i mocno wychudzony. Kolorowe stroje zastąpił prostymi, biało-czarnymi garniturami, natomiast rude włosy rozjaśnił blond pasemkami i zaczesywał do tyłu. W takiej wersji Bowie zaprezentował się również w filmie Nicholasa Roega „Człowiek, który spadł na Ziemię” z 1976 r.
Pierrot
Chcąc uporządkować swoje życie, piosenkarz opuścił Los Angeles i zaczął podróżować. Do 1979 rezydował w Berlinie, gdzie powstały jego 3 kolejne albumy, a następnie udał się do Japonii, w której znalazł inspirację do płyty „Scary Monsters (and Super Creeps)” (1980). Na jej okładce, jak i w teledysku do singla „Ashes to ashes”, Bowie pojawia się jako, wyśmiewający swoje dawne zwyczaje i zapowiadający nową erę, mim. Kostium pierrota, zaprojektowany przez wieloletnią współpracownicę Davida – Nataschę Korniloff, stał się prekursorem stylu, rodzących się wtedy, zespołów nurtu New Romantic, takich jak Duran Duran, Visage i Culture Club.
Screaming Lord Byron
W dość komercyjnej erze „Let’s Dance”, która jeszcze bardziej zagwarantowała Bowiemu status międzynarodowej gwiazdy, artysta powrócił do koncepcji postaci. W 1984 nakręcił krótki film promujący utwór „Blue Jean” pochodzący z albumu „Tonight”. Na jego potrzeby stworzył i zagrał Krzyczącego Lorda Byrona, artystę występującego w eleganckim klubie, do którego przychodzi prawdziwy David z partnerką. Nietrudno zgadnąć, że kobietę bardziej interesuje ten pierwszy. W inspirowanych Bliskim Wschodem, luźnych ubraniach i mocno wykonturowanym makijażu Byron żywiołowo wygina się na scenie i porywa cały lokal.
Ciekawe jest to, że postać została oparta na dwóch prawdziwych postaciach – brytyjskim muzyku Krzyczącym Lordzie Sutchu i XIX wiecznym poecie, Lordzie Byronie, znanym z licznych skandali i związków.
The Blind Prophet
Ostatnie ze swoich wcieleń Bowie zaprezentował jesienią 2015 r. w dziesięciominutowym wideo do utworu „Blackstar”. Wciela się w nim w mężczyznę z zawiązanym na głowie bandażem i dwoma guzikami zamiast oczu. Będący w zupełnej ciemności bohater jest lękliwy, stawia niepewne kroki i budzi niepokój. Ślepy prorok powraca jeszcze w wydanym 8 stycznia 2016 r. teledysku „Lazarus”, gdzie leży na szpitalnym łóżku. W ten sposób artysta symbolicznie poinformował fanów o swojej chorobie i nadchodzącej śmierci, która nastąpiła zaledwie dwa dni później.
Major Tom
Choć pozornie wspominanie o pierwszej stworzonej przez Bowiego postaci na samym końcu może wydawać się niecodziennym zabiegiem, uważam, że to najlepsza możliwa kolejność. Major Tom to w końcu bohater, który towarzyszył Davidowi przez całą karierę. Przejmująca historia fikcyjnego astronauty wysłanego w niebezpieczną, kosmiczną misję została pierwotnie zaprezentowana w utworze „Space Oddity” (1969), pierwszym wielkim hicie artysty. Inspirowana filmem Stanleya Kubricka piosenka szybko trafiła do słuchaczy. Niektóry z nich uwierzyli nawet, że Tom był prawdziwą osobą.
Ponad dekadę w „Ashes to Ashes”, Bowie ponownie nawiązuje do Majora, tym razem jednak nie przedstawiając go w dobrym świetle. Podważa legendę dzielnego astronauty, a jego samego nazywa ćpunem. Można to odczytać jako nawiązanie do, wypełnionej narkotykami, przeszłości piosenkarza.
W nagranym w 1995 r. utworze „Hello Spaceboy”, co prawda imię bohatera nie pada wprost, jednak łatwo można przypisać mu w nim rolę. Tekst piosenki opowiada o zapadającym w wieczny sen „kosmicznym chłopcu”, którego zaraz pokryje gwiezdny pył. Dodatkowo powstała też zremiksowana wersja piosenki nagrana wraz z Neilem Tennantem z Pet Shop Boys, gdzie pojawiły fragmenty „Space Oddity”.
Losy Majora Toma kończą się równocześnie z losami Bowiego, w teledysku do „Blackstar” kobieta z ogonem, mieszkanka obcej planety, znajduje zakurzony skafander astronauty wraz ze szkieletem w środku.
W ten sposób kariera Davida została zapięta na ostatni guzik. Przez niemal 50 lat balansował pomiędzy różnorodnymi stylami, gatunkami, nadając przy tym muzyce teatralny wydźwięk. Nie wpasowywał się panujące trendy, tworzył własne i przyczynił się do stworzenia obrazu popkultury, który znamy dziś. Nawet własną śmierć potrafił zamienić w sztukę. Choć od 5 lat nie ma go już na Ziemi, jego bogata twórczość wciąż daje odkrywać się na nowo kolejnym pokoleniom.
Autor: Jessica Krysiak
Zdjęcia: Instagram