Mroczne strony sportu, czyli jak nieszczęście zapobiega nieszczęściom
Historie sportowców są potężną dawką motywacji. Ich determinacja i mania doskonałości, zwieńczone spełnieniem marzeń z dzieciństwa, działają zaraźliwie na wyobraźnie obserwatorów. Kibice na obiektach sportowych lub przed telewizorami nie tylko zapominają o rutynie dnia codziennego, ale karmią też wewnętrzny instynkt. Skoro ONI dali radę, to MI też się uda.
Wśród pozytywnych przeżyć wywołujących magiczną inspirację, kryje się również mroczna, druga strona medalu. Sukces sportowców to zaledwie wierzchołek góry lodowej, a jej podnóża, w postaci masy wyrzeczeń i codziennej presji, nie są już tak widoczne. Nie każdy aktor poradziłby sobie w wielomilionowej produkcji Hollywood. Oczekiwania publiczności są wymagające i jeśli im nie podołasz, spotkasz się z frustracją. Frustracją, prowadzącą do tragedii.
Życie wypuszczone z rąk
Atletycznie zbudowane ciała tworzą obraz niezniszczalności. W świecie codziennej walki o bycie najlepszym, nie ma przecież miejsca dla słabych. Jak śmiesz narzekać, śpiąc na banknotach i wykonując pracę, którą kochasz? Jak powiedział Mateusz Borek: „Stres może odczuwać pielęgniarka pracująca na onkologii, gdzie każdego dnia umierają dzieci, a nie młody piłkarz zarabiający kilkadziesiąt tysięcy złotych miesięcznie”. Ta analogia brzmi bardzo poetycko, ale co w sytuacji, w której wspomniany stres prowadzi do śmierci piłkarza?
To nie sam stres wywołał tę tragedię. Najgorszym aspektem było kumulowanie go w sobie. Nie mógł się uzewnętrznić. Prawie nikt o nim nie wiedział. Demony widziane tylko przez chorego znikały po to, żeby pojawić się w najmniej oczekiwanym momencie. Kiedy z cierpliwością czaiły się na swoją ofiarę, rozwiewały choćby najmniejsze podejrzenia. Przecież depresja i uśmiech nie idą razem w parze. Robert Enke – niemiecki bramkarz, który listopadem 2009 roku popełnił samobójstwo.
Rzucił się pod koła nadjeżdżającego pociągu. Na następny dzień, jego żona Teresa zwołała konferencję prasową, na której opowiedziała o depresji męża. Demony ujrzały światło dzienne. Koledzy z drużyny nie mogli uwierzyć. Robert nigdy nie dawał tego po sobie poznać. Pojawiło się kluczowe pytanie- co wywołało chorobę? Początkowo media spekulowały, że bezpośrednią przyczyną była śmierć córki. Lara odeszła trzy lata wcześniej. Miała wrodzoną wadę serca. Okazało się, że stany lękowe nawiedzały go nawet przed jej narodzinami.
A zaczęły się podczas pobytu w Hiszpanii – sezon 2002/2003. Enke nie dawał sobie prawa do popełniania błędów, sam nakładał na siebie olbrzymią presję. W takim klubie jak Barcelona jedna pomyłka może przekreślić cię w oczach kibiców i z twoich wielbicieli, staną się wrogami. Potrzebował komfortu psychicznego w postaci bycia numerem jeden. Rywalizacja go paraliżowała. Louis Van Gaal nie był typem trenera, próbującym budować silne relacje z piłkarzami. Liczy się tylko mecz. Nie masz formy? Nie grasz i koniec kropka. Wtedy Robert przezwyciężył demony. Nie obyło się bez pomocy leków i psychoterapeutów. Pomocy owianej tajemnicą.
Wyświetl ten post na Instagramie.
Pięć lat później demony powstały z kolan. Robert miał być podstawowym bramkarzem reprezentacji na mundialu w RPA. Destrukcyjne nastawienie powróciło. Ponownie bał się najmniejszego błędu, który mógł pozbawić go szans na wymarzone mistrzostwa. Strach przekształcał trywialne czynności w wyzwania z najwyższej półki. Utrudniał wstawanie z łóżka czy dojazdy na treningi. Tym razem, został z nim do końca.
Oczekiwania społeczne ze sfery życia i sportu mają na sumieniu śmierć Roberta. Z ich powodu nie mógł wyjawić światu swojego bólu. Powtarzał sobie: Jaki trener zaufa bramkarzowi z depresją? Obnażenie się społeczeństwu zwiastowało koniec kariery. Razem z Teresą zaadoptowali dziecko – kolejny powód na umieszczenie swoich problemów w cieniu. Nie mógł stracić kolejnej córki. Co to za ojciec, który bierze odpowiedzialność za ludzkie życie, nie potrafiąc zadbać o samego siebie? Umiał bronić dostępu do własnej bramki przed strzałami przeciwników, ale nie potrafił bronić umysłu przed złowrogimi myślami.
Z biegiem lat depresja stała się coraz bardziej omawiana na forum publicznym. Przestała kojarzyć się z dziwactwem, szaleństwem. Mimo częściowego wyrwania się spod zbioru tematów tabu, jej największym problemem pozostaje trudna identyfikacja. Jedno prześwietlenie pozwala zidentyfikować przyczynę zerwania więzadeł i ocenić stan kolana. Przy depresji nie ma żadnych parametrów, jest „niewidzialną” kontuzją. W footballu są jednak czynniki, które w dosadny, „widzialny” sposób pogłębiają negatywne emocje.
No to rasizm
Rasizm stadionowy występuje w całej piłkarskiej Europie, a jego eskalacja ma miejsce we włoskiej Serie A. O tym, jak brutalni potrafią być kibice na Półwyspie Apenińskim, na własnej skórze przekonał się Mario Balotelli. Niestety, niejednokrotnie. Włoch nie jest wzorowym przykładem do naśladowania. Chciał oprzeć swoją karierę tylko na niepodważalnym talencie. Nie dodał do niego ciężkiej pracy, przepadając na najwyższym poziomie. Nie można mu jednak odmówić pokładów pracy włożonej w walkę z rasizmem.
W 2019 roku w drugiej połowie meczu Hellas Verona – Brescia niespodziewanie chwycił piłkę i kopnął ją w kierunku trybun. Fani drużyny przeciwnej imitowali odgłosy małpy, wytykając kolor skóry Balotellego. Napastnik ruszył w kierunku szatni i był zdeterminowany, aby opuścić murawę, jednak kontynuował udział w meczu za namową kolegów. Rok później sytuacja się powtórzyła i tym razem nie zamierzał zostawać. Kibice rzymskiego Lazio cały czas nękali czarnoskórego Włocha. W 30 minucie jego nerwy nie wytrzymały i poprosił sędziego o przerwanie spotkania, a ten pozytywnie rozpatrzył jego prośbę. Balotelli napisał na Twitterze, że obecni tam kibice powinni wstydzić się za swoje zachowanie i zrobi wszystko, żeby zlikwidować rasizm na stadionach, ponieważ dotyka on również jego rodziny.
Wyświetl ten post na Instagramie.
Kluby próbują z tym walczyć i reagują. Zarząd Hellas Verony namierzył obecnych na trybunach kibiców i wlepił im dożywotnie zakazy stadionowe. AS Roma za rasistowski wpis swojego sympatyka na portalu społecznościowym zabroniła mu uczęszczania na mecze w stolicy Italii. Ta metoda walki nie przynosi owocnych rezultatów. Banowanie rasistów nie wypleni z nich rasizmu. Czas to zweryfikował. W 2010 roku w trakcie spotkania Cagliari – Inter Mediolan Samuel Eto’o padł ofiarą mowy nienawiści. Kameruńczyk stwierdził:
– Najlepszym rozwiązaniem w takiej sytuacji byłoby, gdyby wszyscy czarnoskórzy zawodnicy na boisku powiedzieli zgodnie: NIE GRAM DALEJ. Gdyby takie coś sprawiło, że ludzie zaczęliby tracić w ten sposób pieniądze, to szybko znaleźliby rozwiązanie tej sytuacji”.
Mario Balotelli może potwierdzić, że po 10 latach tego rozwiązania nie znaleźli.
Potwierdzi to również Romelu Lukaku. We wrześniu 2019 roku piłkarz Interu w meczu z Cagliari (o ironio) w trakcie podchodzenia do rzutu karnego też był obrażany na tle rasistowskim. Jeszcze większy skandal wzbudziły wydarzenia pomeczowe. Fani Gil Isolani zostali obronieni przez… ultrasów Interu. W oświadczeniu chcieli przekonać, że zachowanie na stadionie nie jest aktem rasizmu, lecz sposobem, aby zdekoncentrować zawodnika.
Nieszczęście zapobiega przyszłemu nieszczęściu
Styczność z tragedią zapobiega kolejnym tragediom. Filmy Braci Sekielskich uwrażliwiły społeczeństwo na problem pedofilii w kościele. Gdy ktoś z rodziny zginie w wypadku samochodowym, prowadzimy ostrożniej. Historia Roberta Enke, czy waleczna postawa prześladowanych piłkarzy być może ochroniła niejedno życie.
W przypadku losów niemieckiego goalkeeper’a, te prawdopodobieństwo jest nawet stuprocentowe. Żona Teresa chciała nadać sens śmierci męża. Założyła fundację im. Roberta Enke zajmującą się pomocą osobom chorym na depresję.
– Teresa Enke: Podpiszę się obiema rękami pod tym, że dzięki naszej pracy uświadamiającej przyczyniliśmy się do tego, że społeczeństwo jest o wiele bardziej otwarte i tak właściwie zniknęły granice. Pokazaliśmy, że przy odpowiedniej terapii można powrócić do normalnego życia.
Fundacja ułatwia zgłaszającym się dostęp do profesjonalnej opieki medycznej, na którą czekaliby kilka miesięcy. Na oficjalnej stronie można znaleźć broszury omawiające specyfikę chorób psychicznych. W każdej kolejce Bundesligi przed wybranymi stadionami znajdują się stoiska, na których można porozmawiać o depresji. Istnieje też linia telefoniczna dla potrzebujących pomocy. Aplikacja EnkeApp umożliwia śledzenie chorych.
– Teresa Enke: Chory dobrowolnie może powiedzieć: OK, chciałbym, żebyście ciągle wiedzieli, gdzie jestem. Gdy nie będę dawał znaku życia przez cztery godziny, włączycie aplikacje i dzięki nadajnikowi GPS będziecie wiedzieli, gdzie się znajduję.
Rasizm również potrzebuje innowacyjnej metody walki. Samo zapobieganie (zakazy stadionowe) go nie wyleczy. Nie pomoże też zawieszanie piłkarzy za akty rasistowskie, które aktami rasistowskimi nie są (przykład Edinsona Cavaniego i jego „gracias negrito”).
Z ciekawą inicjatywą wyszedł prezes Chelsea Bruce Buck. Kibice nakryci na propagowaniu antysemityzmu stanęli przed wyborem: albo dostaną zakaz stadionowy, albo pojadą do byłego obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu w celach edukacyjnych.
– Bruce Buck: Jeśli tylko będzie się karać ludzi, to nigdy nie zmieni się ich zachowań. Nasza polityka daje im szansę, aby uświadomili sobie, co zrobili źle i chcieli się lepiej zachowywać .
Może gdyby rozpowszechnić taką formę działań, czarnoskórzy piłkarze we Włoszech, jak i na całym świecie, uniknęliby wielu cierpień.
Niekonwencjonalną reakcją na stadionowy rasizm popisał się Dani Alves. W 2014 roku podczas spotkania Barcelony z Villarealem w jego kierunku został rzucony banan, mający imitować podobieństwo do małpy. W odpowiedzi piłkarz podniósł go, zjadł i wykonał rzut rożny. W ten sposób zainicjował falę zdjęć z bananami w środowisku piłkarskim, promującą hasło „No to racism”. Można zadać sobie pytanie, czy takie internetowe akcje zamiast walki z rasizmem go nie bagatelizują. Według mnie, sama postawa Alvesa mogła dodać otuchy piłkarzom dotkniętym przejawami nienawiści. Pozwoliła zastąpić poczucie niesprawiedliwości chwilowym uśmiechem, który na dłuższą metę przerodził się w wolę walki.
I właśnie tak negatywne historie powinny na nas oddziaływać – nie tylko w sporcie. Spotykamy je w każdej dziedzinie życia. Z każdej z nich możemy wyciągnąć wnioski i znaleźć tę wewnętrzną siłę, która tak jak sukcesy sportowców, pobudzą nas do działania. Niech brak happy endu karmi wewnętrzny instynkt. Skoro ONI nie dali rady, to MI się uda.
Autor: Miłosz Szade
Zdjęcie: Bernd Schwabe