Czy w tęczy jest biel i czerwień?
„W Ameryce tolerancja jest na porządku dziennym, w Polsce tylko czasami” – rozmowa z Arkiem*, który opowiedział o akceptowaniu swojej orientacji seksualnej.
*imię zostało zmienione na prośbę rozmówcy
Masz 21 lat, uczysz się i pracujesz we Wrocławiu, jesteś gejem. Kiedy zorientowałeś się jakiej jesteś orientacji?
Nie ma jednoznacznej odpowiedzi, wydaje mi się, że to czułem od zawsze. Chyba od najmłodszych lat interesowałem się osobami tej samej płci, możliwe, że już w przedszkolu.
Czy był taki moment kulminacyjny, w którym naprawdę to sobie uświadomiłeś?
Myślę, że kiedy miałem około 13 lat to przyznałem się tak sam przed sobą. Wcześniej coś podejrzewałem, ale nie byłem pewien czy to jest na pewno to. Ten wiek był chyba na tyle dojrzały, żebym mógł to zrozumieć.
Pochodzisz z małej miejscowości pod Częstochową, tam też jest Twoja rodzina. Czy ona o tym wie?
Tak, najbliższa rodzina wie od ponad roku. Powiedziałem im w grudniu 2018 roku przed sylwestrem i od tamtej pory jest dobrze.
Jaka była pierwsza reakcja Twoich bliskich?
Najpierw powiedziałem mamie, z nią mam najsilniejszą więź. Chyba większość od tego zaczyna, chociaż jednocześnie jest to osoba, której najciężej o tym powiedzieć. Pierwsza reakcja nie była zła, wręcz bardzo pozytywna. Mama wydaje mi się w tym momencie wzorcem matki, której dziecko się „ujawniło”. Zacząłem dość dramatycznie – najpierw myślała, że chcę jej powiedzieć, że choruję na raka albo coś podobnego, więc jak już doszedłem do sedna, to jej ulżyło. Kiedy powiedziałem, że mam kogoś i nie jest to dziewczyna to zaczęła się trochę śmiać, ale to była reakcja nerwowa, całkowicie normalna. Postawiłem ją w niezręcznej sytuacji, nie była na to gotowa, ale wiedziałem, że muszę cierpliwie odpowiadać na wszystkie pytania i sam jej wiele rzeczy wytłumaczyć.
O czym wtedy rozmawialiście?
Wydaje mi się, że wtedy poznała prawdziwego mnie. Opowiedziałem mamie o różnych sytuacjach i historiach, których nie znała, albo słyszała podkoloryzowaną wersję – na przykład opowiadałem jej o problemach z chłopakiem, a wcześniej mówiłem, że było to z dziewczyną. Wtedy przedstawiłem jej mój prawdziwy portret. Ta rozmowa była bardzo długa, ale szczera, rozluźniła mnie. Później się dowiedziałem, że z czasem mama zaczęła to trochę bardziej przeżywać. Nie chciała się przyznać, że wolałaby, aby było inaczej, po prostu mówiła, że potrzebuje czasu na zaakceptowanie nowej sytuacji. Rozmawiałem z nią prawie codziennie przez telefon, aby było jej łatwiej przez to przejść.
A jak zareagował tata?
Nie chciałem powiedzieć mu tego osobiście, nie chciałem patrzeć na niego w momencie, kiedy się dowiaduje. Poprosiłem mamę, żeby mu powiedziała, jeśli tego potrzebuje. Zrobiła to od razu. To było przed wyjazdem do Wrocławia, więc podczas gdy się pakowałem, ona z nim porozmawiała. W drodze na dworzec nie poruszył tego tematu i udawał, że nic się nie stało. Przez to, że nie chciał o tym rozmawiać, przyswojenie tej informacji zabrało mu zdecydowanie więcej czasu, niż mamie. Po około dwóch, trzech miesiącach już przez to przeszedł.
I zaakceptował?
Tak, tak mi się wydaje. W tym momencie otwarcie może rozmawiać ze mną na ten temat i nie widzie problemu, aby przebywać z moim chłopakiem w tym samym pomieszczeniu i akceptować go jako prawie członka rodziny. Udało się.
Czy rodzice mówią o tym swoim znajomym, jeśli pojawi się taki temat rozmowy? Czy może trzymają to jednak w tajemnicy?
Nie trzymają. Nie boją się o tym mówić, poza tym, większość ich znajomych zareagowała bardzo dobrze, w ogóle im to nie przeszkadzało. Rodzice byli w szoku, ale przez takie sytuacje bardziej utwierdzili się w przekonaniu, że to naprawdę nie ma znaczeniu i wszystko jest w porządku. Jeśli chodzi o bliższą rodzinę, to mama powiedziała swoim rodzicom. Dziadek powiedział: „No i co z tego? Skoro tak jest, to tak widocznie musi być, no i fajnie”. Dziadek jest wyluzowany. Babcia swoje przepłakała, to bardzo wrażliwa kobieta, ale też wszystko zaakceptowała. Już poznała mojego chłopaka, zupełnie normalnie z nim rozmawiała. Nawet pokazała mu swój ogródek i poczęstowała piwem!
Wspomniałeś o tym, że masz partnera. Jak czujecie się w Polsce jako para? Okazujecie sobie uczucia publicznie?
Jesteśmy razem już dwa lata. Pokazujemy się publicznie, ale nie okazujemy sobie miłości „na zewnątrz”. Niestety na ten moment możemy to robić tylko w czterech ścianach. Oboje tego nie chcemy, ale wiemy, że teraz jest to lepsze. Nie uważamy, że jest sens afiszowania się tym, ponieważ tylko może nam się coś stać. We Wrocławiu nie jest tak źle, kiedy siedzimy razem w restauracji, wiele osób może się domyślać, że jesteśmy parą, ale nikt o to nie dba. W innych miejscach w Polsce może być gorzej, czasami samo przebywanie we dwójkę lub nasz ubiór mogą spotkać się z krzywymi spojrzeniami.
Mieliście kiedyś taką sytuację?
We Wrocławiu na szczęście nie. W Częstochowie czasami się zdarzało, ale bez większych nieprzyjemności.
Czy ukrywacie swoje uczucia przed znajomymi?
Nie, nie mamy przy nich blokad. Moi znajomi wiedzieli, że jestem gejem, jeszcze zanim byłem w obecnym związku. Wiele osób dowiedziało się, gdy byłem w klasie maturalnej. To był zupełny przypadek, wysłałem zdjęcie z chłopakiem na konwersację grupową i już nie dało się tego usunąć! To mówiło samo za siebie, nie mogłem już z tego wybrnąć, więc powiedziałem im prawdę. Raczej nie byli zaskoczeni. Nawet nie spodziewałem się, że dostanę od wszystkich takie wsparcie.
Słyszałam, że od kilku lat jeździsz regularnie do Stanów Zjednoczonych na wakacje. Co tam robisz?
Pracuję w ośrodku kolonijnym dla dzieci w różnym wieku. Po angielsku to się nazywa po prostu „camp”. Jestem tam opiekunem. Przebywamy z dziećmi 24 godziny na dobę, w ciągu dnia organizujemy im zabawy, różne aktywności, dbamy o ich bezpieczeństwo. Dzieci przyjeżdżają na tydzień, potem zmienia się turnus. Obóz znajduje się w Karolinie Północnej, w lesie, nad jeziorem.
Byłeś tam też ze swoim partnerem?
Tak. Zaczęliśmy być razem, gdy byłem już gotowy do wyjazdu, który miał trwać prawie 5 miesięcy. Wyleciałem po pół roku związku na drugie tyle, więc była to dla nas ciężka próba. Na szczęście udało mu się do mnie dolecieć i spędziliśmy tam razem miesiąc.
I tam też wszyscy wiedzieli, że jesteście parą?
Oczywiście. Gdy przyleciał, to wszyscy współpracownicy wiedzieli, że to mój chłopak, a nie kolega. Byliśmy tam jedną wielką rodziną.
Czy w Ameryce było łatwiej?
Tak, zdecydowanie. To był dla nas raj na ziemi, ale zarazem coś nowego. Najpierw wydawało nam się to dziwne, że możemy wyjść na spacer i trzymać się za ręce w miejscu publicznym, i nie musimy się o nic martwić. Mimo wszystko nie korzystaliśmy z tego „przywileju” tak często, ponieważ czuliśmy się trochę niekomfortowo, nie byliśmy przyzwyczajeni. Po jakimś czasie robiliśmy to częściej. Mówię o tym, jakby to było nie wiadomo co, ale dla nas możliwość przytulenia na ulicy to jest naprawdę dużo. Mogliśmy zignorować wszystkie blokady, które mamy w Polsce. Te mechanizmy, które sugerują nam, że nie możemy przypadkowo złapać się za rękę. Nie, i koniec, nie ma nawet takiej opcji. Tam mogliśmy się „odblokować”.
Uważasz, że jest kolosalna różnica między tolerancją w Stanach a w Polsce? Czy może doganiamy ich w jakiś sposób?
Jest bardzo duża różnica. W Ameryce tolerancja jest na porządku dziennym, a u nas tylko czasem. Polsce jeszcze daleko do takiego poziomu. Chociaż w Stanach nie wszędzie jest tak kolorowo. Na szczęście miejsca, które odwiedziliśmy, są wspaniałe pod tym względem. Czasem pytaliśmy przechodniów albo sprawdzaliśmy w internecie, czy możemy czuć się swobodnie. Na przykład, gdy byliśmy w Utah, w Salt Lake City, dowiedzieliśmy się, że jest to miasto, w którym mieszka dużo mormonów i tam lepiej nie okazywać uczuć publicznie. Religia im na to nie pozwala. Z kolei Kalifornię można nazwać „stolicą LGBT”! Tam niczym nie byliśmy skrępowani. Jeżeli ktoś zwracał nam uwagę, to tylko po to, żeby wiwatować, to było zupełnie normalne.
Gdy planujecie przyszłość i wspólne życie, to myślicie o Polsce?
Najbliższą przyszłość tak, ponieważ póki co nie możemy sobie pozwolić na wyjazd na stałe. Mamy pewne marzenia, żeby spędzić dużo czasu za granicą, na przykład w Hiszpanii. Robimy pewne kroki w tę stronę, ja studiuje hiszpański, żeby ewentualnie kiedyś móc dostać tam pracę. Wiemy, że jest taka możliwość zostania w Polsce, nie wykluczamy tego i nie boimy się. W dużych miastach, takich jak Wrocław czy Warszawa, robi się coraz lepiej. Mamy znajomych, którzy też są w związkach homoseksualnych, mieszkają razem od dawna i jakoś im się to udaje.
Myśleliście o ślubie za granicą, póki w Polsce nie jest to jeszcze legalne?
Takie myśli się pojawiły. Nie są to jeszcze plany, ale rozmawiamy o tym. Na pewno wydarzy się to za granicą, ponieważ nie wydaje nam się, że doczekamy momentu, w którym moglibyśmy wziąć ślub w Polsce. Może jak będziemy mieli 60 lat, ale do tego jeszcze czas.
Autor: Julia Siepsiak
Zdjęcie: Instagram