Możemy bać się strachem zdrowym
„Niewątpliwie pandemia jest stanem, w którym potrzebujemy bać się strachem zdrowym, adekwatnym do sytuacji. On ma nas chronić przed zachowaniami ryzykownymi. Pytanie, gdzie jest ta granica?” – rozmowa z psychoterapeutą Ewą Olszewską.
Czy z czasem nastania pandemii zwiększyła się liczba pacjentów u psychologów?
Jednoznacznie trudno to określić. Co ciekawe, nie zwiększyła się liczba pacjentów, którzy zgłaszają się z problemami stricte dotyczącymi pandemii, na przykład z kłopotami z izolacją, z brakiem kontaktów społecznych lub z narastającym lękiem. Ludzie przychodzą z tymi problemami, co zwykle: nerwica, nierozpoznane bóle, kłopoty w związkach.
Zauważyła Pani większe zapotrzebowanie na terapie w związkach? Ostatnio dużo się mówi o wzroście rozwodów i rozstań.
Pandemia na pewno może przyspieszyć poważny kryzys, jako sytuacja uwypuklająca pewne kłopoty, natomiast nie jest bezpośrednią przyczyną, bardziej katalizatorem. Nie znam aktualnych badań statystycznych, ale ja i moi znajomi terapeuci zauważamy, że nasi pacjenci zgłaszają więcej problemów w związkach.
Czy są jakieś psychologiczne porady, jak funkcjonować razem w zamknięciu, żeby nie popaść w taki kryzys?
Trzeba pamiętać, że to jest trudne wyzwanie. Mam wrażenie, że jakoś w okolicach kwietnia zaczęto traktować ten czas jako szansę na zbliżenie się i nadrabianie zaległości we wspólnych rozmowach. Taka idealizacja tego czasu mogła doprowadzić do bardzo szybkiej frustracji, a tym samym do agresji i niezrozumienia w związkach. Jeżeli potrzebujemy rozmawiać, to rozmawiajmy, ale jeśli potrzebujemy odizolować się na jakiś czas – założyć słuchawki lub zamknąć się w drugim pokoju – to również jest dobre. Teraz nie ma „lockdownu”, ale część osób nadal pracuje zdalnie i czas przebywania na wspólnej powierzchni jest dużo dłuższy, niż kiedy pracowały poza domem. Dobrze jest wtedy zaznaczać granice i sygnalizować, że „teraz jestem w pracy” – nie wymagamy od siebie zaparzenia herbaty, nie prosimy o wyjęcie prania. Szanujemy swoją przestrzeń.
Jak teraz wyglądają wizyty u psychologa? Wszystko jest w trybie online czy są również spotkania twarzą w twarz?
Różnie bywa. Na pewno jest to pewien fenomen, że szkoły psychoterapii, które do tej pory nie uznawały czegoś takiego jak terapia online, bardzo szybko przestawiły się na taki tryb. Okazało się, że coś, co w ujęciu klasycznej terapii wydawało się niemożliwe, stało się możliwe i funkcjonuje bardzo dobrze. Część z nas preferuje kontakt wyłącznie internetowy, część robi przyjęcia mieszane, w zależności od potrzeb i poziomu niepokoju pacjenta, jak i poziomu niepokoju nas samych. To ustala się zazwyczaj na pierwszej wizycie.
Pacjenci nie mieli problemów z przeniesieniem się na tryb online?
Są pacjenci, którzy preferują kontakt w internecie, a są też tacy, którzy nie wyobrażają sobie tego w ogóle. W takiej sytuacji, jeżeli ich terapeuta przeniósł się całkowicie na tryb zdalny, mogą zawiesić lub zakończyć swoją terapię. Niektórzy pacjenci zgłaszają się na terapię pod warunkiem, że będzie to wyłącznie forma online. Może to być interpretowane nie tylko jako wyraz niepokoju związany z pandemią, ale też jako wyraz oporu przed bezpośrednim kontaktem z drugą osobą.
Czy problemy osób aspołecznych mogą się teraz pogłębić?
Obecnie zdolność przystosowania się do trybu online jest postrzegana jako zdrowa. Osoby, o które pytałaś, mają w tej sytuacji większy komfort i poczucie bezpieczeństwa. Mają więcej aprobaty ze strony społeczeństwa dla swoich nawyków i zachowań, a w związku z tym mogą czuć się odciążone od tej opinii „outsiderów” czy „dziwaków”, co jest dla nich lepsze. Powiedziałabym, że klimat społeczny jest sprzyjający dla ich poziomu kontroli dystansu.
Nie grozi to większemu poczuciu samotności?
To już podlega indywidualnej ocenie. Jeżeli ktoś podtrzymuje kontakty z innymi, niczemu to nie zagraża. Co innego, jeżeli ktoś całkowicie wchodzi w wirtualny świat bez kontaktu ze światem rzeczywistym.
A co z osobami, które mają zaburzenia lękowe?
Podobnie jak z osobami, które się izolują. Z jednej strony dostają dużo więcej materiału do tego, żeby się bać, ale nie czują się z tego powodu wyobcowane – strach przed tym, co się dzieje na świecie, jest teraz stanem powszechnie doświadczanym. Ten fakt może dawać im poczucie bezpieczeństwa, ponieważ nie są w tym same. Niewątpliwie pandemia jest stanem, w którym potrzebujemy się bać strachem zdrowym, adekwatnym do sytuacji. On ma nas chronić przed zachowaniami ryzykownymi. Pytanie, gdzie jest ta granica? Jeżeli chodzi o osoby, które bronią się przed tym lękiem i zaprzeczają istnieniu zagrożenia – często ukryty głęboko lęk nie do opanowania prowadzi do jego wyparcia i negowania rzeczywistości, np. danych statystycznych.
Co zrobić, aby nie wpaść w kompletną panikę i zachować ten zdrowy poziom strachu?
Trzeba kontrolować, jakim źródłem posługujemy się w zdobywaniu informacji. Nie można czytać i słuchać wszystkiego. Powinniśmy określić, do czego mamy zaufanie. To może być jakieś medium lub autorytet. Pogoń za jeszcze większą ilością informacji jest napędzaniem większego strachu. Warto również wyrobić sobie pewne rytuały, które wzbudzają w nas poczucie bezpieczeństwa. Na przykład mogę upiec ciasto, które lubię, czytać książki lub układać pasjansa – rzeczy, które świadczą o tym, że mój świat funkcjonuje dalej w taki sam sposób. Jeżeli wzrasta w nas poziom strachu, bardzo ważna staje się umiejętność dzielenia się z kimś swoimi odczuciami. To nie musi być od razu terapeuta, wystarczy bliska osoba. Nie chodzi o to, żeby się nakręcać, ale aby mówić o swoich lękach.
Czyli nie trzeba od razu iść do psychologa?
Nie. Oczywiście jeżeli czujemy, że coraz częściej pojawiają się ataki paniki, to warto udać się do specjalisty. To nie jest coś, co samo przejdzie. Nie można czuć się sparaliżowanym przez lęk, który próbuje przejąć kontrolę nad naszym życiem.
W takim razie, czy podczas pandemii zaleca Pani wzmożoną liczbę spotkań z terapeutą?
Nie, nie wpadajmy również w panikę związaną z pomocą psychoterapeutów. Dobrze jest korzystać z tych prostych metod, o których wcześniej wspominałam – ukochana książka lub muzyka, która nas wycisza. Traktujmy siebie z życzliwością i pamiętajmy, że możemy, a nawet powinniśmy się bać. To zupełnie normalne, ponieważ nikt nie wie, co nas czeka.
Jak możemy pomóc swoim bliskim, którzy mają poczucie samotności i większego strachu? Jak ich uspokoić?
Powiedziałabym przysłowiowo – trzymać ich za rękę. Trzeba znaleźć odpowiednią formę kontaktu, niekoniecznie fizycznego, jeżeli nie jest to możliwe. Po prostu bądźmy z nimi. Wypracujmy sobie z nimi pewne rutyny. Przykładowo: jeśli nie możemy spotkać się z osobą, z którą do tej pory spotykaliśmy się na niedzielne obiady, znajdźmy odpowiedni zamiennik. Można zjeść razem obiad lub chociaż wypić kawę przed ekranem komputera. Można wysłać tej osobie zdjęcie kawy, mówiąc jej, że wciąż o niej myślimy.
autor: Julia Siepsiak
zdjęcie: pixabay