Nie każdy rysunek musi być najlepszy – wywiad z Andrzejem Milewskim

Odnalezienie swojego zawodowego czy życiowego powołania z pewnością nie jest łatwym zadaniem. Wielu z nas miałoby problem z precyzyjnym określeniem, czym to powołanie jest i co się na nie składa, a przecież nawet jego odnalezienie nie gwarantuje sukcesu w tym, co się robi. O szukaniu swojej zawodowej drogi, specyfice pracy artystycznej, niezdrowym perfekcjonizmie i właśnie o powołaniu rozmawiam z rysownikiem Andrzejem Milewskim, znanym bardziej jako Andrzej Rysuje.

Wierzy Pan w powołanie do wykonywania określonego zawodu, pełnienia danej funkcji w społeczeństwie?

Bardziej niż w powołanie wierzę w dziedziczenie. Ludzie zazwyczaj przejmują zawody po swoich rodzicach. Dzieci lekarzy zostają lekarzami, policjantów – policjantami, a dziennikarzy – dziennikarzami. To zrozumiałe, w końcu mają w takiej sytuacji przetarty szlak. Mnie szczególnie interesują jednak ludzie, którzy z jakichś powodów wybrali inne drogi i wytyczyli swoje własne ścieżki.

Obranie swojej drogi jest z pewnością lepsze od robienia tego, co ktoś od nas wymaga. Tylko jak znaleźć tę swoją drogę?

Praca to czynność, którą wykonujemy przez większą część życia. Na nic nie poświęcamy tyle czasu, co na pracę, jeśli chcemy normalnie funkcjonować w społeczeństwie. Dobrze jest robić coś, czego nie znienawidzimy po kilku latach. Żeby nam się to udało, musimy zadać sobie podstawowe pytanie: co lubimy robić? Gdy już mamy odpowiedź, zastanówmy się, czy jesteśmy w  tym dobrzy i czy można przekuć to w pieniądze.

„Pasja nie powinna być sposobem na zarabianie, bo normy i oceny, jakim od tego momentu będą podlegać nasze działania, sprawią, że przestaniemy lubić to zajęcie” – niektórzy ludzie mają taki pogląd na tę sprawę. Co By Pan im odpowiedział?

Oczywiście, zderzenie się ze światem, ocenami i krytyką jest bardzo trudne. Wielu to zniechęca, ale nikt nie mówi, że to łatwa droga. Ja uważam, że mimo przeszkód takie wyjście jest najlepsze.

„Dobrze jest robić coś, czego nie znienawidzimy po kilku latach”

Jak Pan radzi sobie z tymi normami, terminami i wymaganiami zleceniodawców? Ta kwestia dotyczy w zasadzie wszystkich zawodów, ale wydaje się, że wspomniane elementy mogą szczególnie doskwierać w pracy artystycznej.

Samodyscyplina, dobra komunikacja z klientami, dystans do siebie i swojej twórczości. Wielu osobom się wydaje, że praca artystyczna polega na spaniu do 12:00, a następnie na wyczekiwaniu mitycznego natchnienia. Nikt kto ma rodzinę i rachunki do zapłacenia nie pracuje w ten sposób. To jest tak jak w przypadku ludzi z własnymi biznesami. Cały czas jesteś w pracy, o wszystkim myślisz i tak naprawdę trudno się z tego wyrwać, by odpocząć.

Rysowanie, podobnie jak pisanie czy komponowanie jest zajęciem twórczym – co jest ważniejsze w pracy tego typu, talent czy ciężka praca?

Oba czynniki są ważne, ale bez ciężkiej pracy nie będzie sukcesu. Możemy liczyć co najwyżej na chwilę rozbłysku.

Jak często po publikacji rysunku stwierdza Pan, że coś można było jednak zrobić lepiej?

Bardzo rzadko. To dlatego, że rysunki zawsze przechodzą „badania focusowe” na mojej grupie przyjaciół, którzy dzielą się potem ze mną swoimi uwagami i spostrzeżeniami.

Jest Pan perfekcjonistą?

Kiedyś byłem przekonany, że każdy rysunek można było zrobić lepiej. Szukałem niedociągnięć w swoich pracach, modyfikowałem teksty. Miałem natręctwo perfekcjonizmu, sądziłem, że każdy rysunek musi być lepszy od poprzedniego. Wyleczyłem się tego, bo to było bardzo toksyczne. Nie każdy rysunek musi być najlepszy, wystarczy, że jest wystarczająco dobry.

Wychodzi na to, że jest Pan już na takim etapie w rysowaniu, w którym wszystko ma Pan pod kontrolą. Gdyby jednak spotkał Pan samego siebie z początków kariery rysownika, jakich rad by Pan sobie udzielił?

Udzieliłbym sobie rady ś.p. prof. Wiktora Osiatyńskiego, żebym się od siebie odpie****ił. Żebym był bardziej wyrozumiały dla swojej osoby, nie budował poczucia własnej wartości na pracy i nie bał się świata oraz ludzi, tylko robił swoje. Żebym przyjmował komplementy i nie szukał w nich ukrytej ironii, nie rzucał sobie kłód pod nogi i nie był swoim największym krytykiem.

„Kiedyś byłem przekonany, że każdy rysunek można było zrobić lepiej”

Lubi Pan sport, a pomysły na rysunki przychodzą Panu czasem do głowy tuż po wysiłku fizycznym. Czerpie Pan też inspirację z codziennych newsów. Czasem jednak wpadamy na najlepsze pomysły wtedy, gdy się tego zupełnie nie spodziewamy. Pamięta Pan może jakąś sytuację, której zwieńczeniem okazał się rysunek, choć początkowo nic tego nie zapowiadało?

Bardzo dobrze pamiętam, że jeden z moich popularniejszych rysunków (ten o arcybiskupie i dziecku u spowiedzi) powstał w trakcie biegania koło Cmenatrza Bródnowskiego. Lepiej się jednak myśli spacerując. Sporo rysunków wymyśliłem metodą „na Archimedesa”, czyli w wannie.

Wspominał Pan kiedyś, że żartować można praktycznie ze wszystkiego, tylko trzeba to zrobić w umiejętny sposób, mieć wyczucie. Satyra chyba nie jest dla odbiorcy jedynie rozrywką w prostej formie. To coś, co pomaga poradzić sobie z trudnymi kwestiami i nabrać do nich dystansu. Jak to wygląda z perspektywy twórcy, Pana celem jest coś więcej, niż tylko rozbawienie publiki? Może to zależy od konkretnego rysunku?

Satyra zajmuje się brzydką stroną ludzkiej natury. Wyśmiewa głupotę, hipokryzję (ulubiony grzech), kłamstwo. Z zasady zawsze chodzi o to, by tę brzydotę naświetlić reflektorem, żeby wszyscy ją sobie dobrze obejrzeli. Fajnie jest też zrobić coś, co jest samo w sobie śmieszne, absurdalne. Rysunek zawsze ma być przede wszystkim śmieszny. Jeśli jest jeszcze do tego „mądry i słuszny”, to tylko lepiej, ale jak jest tylko „mądry i słuszny”, a śmieszny już nie, to jest zły.

Który z Pana rysunków ma dla Pana szczególne znaczenie?

Lubię wszystkie rysunki, które rozbawią ludzi. Najbardziej te ponadczasowe. Szczególne znaczenie ma dla mnie jednak rysunek, który narysowałem na zaproszeniu na swój ślub. Przedstawia on księdza, który pyta pannę młodą, czy chce przyjąć takie nazwisko, jak „Rysuje”.

wywiad z andrzejem milewskim

Skoro jesteśmy przy Pana pseudonimie artystycznym (jeśli można tak to określić), to jest on genialny w swojej prostocie. Kiedy zaczął się Pan tak podpisywać pod swoimi pracami, wiąże się z tym jakaś historia?

Z doświadczenia wiedziałem, że zdecydowana większość ludzi nie rozpoznaje rysunków po kresce autora, a podpisy rysowników najczęściej są nieczytelne. Chciałem mieć pseudonim, który będzie prosty i łatwy do zapamiętania. Mój podpis był jednocześnie nazwą strony internetowej, na której ktoś, komu spodobał się mój rysunek, mógł zobaczyć ich więcej. 11 lat temu takie pojęcie nie było rozpowszechnione, ale teraz to się nazywa „user experience”*.

„Zawsze chodzi o to, by tę brzydotę naświetlić reflektorem, żeby wszyscy ją sobie dobrze obejrzeli”

W rankingu wolności prasy Polska szybuje w dół. Jesteśmy już na 62. miejscu, to jeden z najgorszych wyników w tej części Europy. Nie obawia się Pan, że w przyszłości publikowanie rysunków satyrycznych, przynajmniej tych dobitnie punktujących absurdy w postępowaniu władzy, będzie niemożliwe lub znacznie utrudnione?

Rozmawiamy dzień po przejęciu ponad 100 regionalnych tytułów przez państwowy koncern, którym kieruje zaufany człowiek prezesa rządzącej partii. Czyli de facto media zostały przejęte przez partię polityczną za pieniądze wszystkich podatników. Co się z tymi gazetami stanie, to już wiemy na przykładzie mediów publicznych zamienionych w pałkarską, prymitywną propagandę. To część większego procesu – przeciągania Polski na wschód, wzorem Węgier, odrzucanie zachodnich standardów, demokracji i dążenie ku oligarchicznemu autorytaryzmowi. Satyra polityczna nie istnieje bez wolnych mediów, które patrzą władzy na ręce. Dlatego trzeba robić co w naszej mocy, by Polska od zachodu się nie oderwała.

Wydaje się, że 2020 zasługuje na szczególne podsumowanie. Z drugiej strony można też uznać, że cały ten rok to przecież jeden wielki (choć ponury) żart z nas wszystkich. Zdradzi Pan swoje plany na końcówkę roku, także te rysunkowe?

W końcu pojadę na zasłużony urlop i postaram się nawet na chwilę nie zaglądać na Twittera. Ten rok nie zasłużył nawet na rysunek!

* User Experience – całość wrażeń użytkownika podczas korzystania np. z serwisów internetowych. W projektowaniu tych wrażeń (user experience design) chodzi o to, by interakcja użytkownika z urządzeniem, oprogramowaniem lub witryną internetową dostarczała samych pozytywnych doświadczeń. Żeby to osiągnąć, powinno się stworzyć produkt, który prezentuje się w sposób atrakcyjny i spójny dla użytkownika.

Andrzej Milewski – polski rysownik, twórca komiksów i satyryk. Ukończył studia dziennikarskie na Uniwersytecie Warszawskim. Swoją karierę zawodową rozpoczął w telewizji TVN24, gdzie opracowywał krótkie komunikaty informacyjne. Następnie pracował w branży reklamowej. W 2009 roku założył w internecie bloga andrzejrysuje.pl, gdzie publikował rysunki będące satyrycznym komentarzem do bieżących spraw społecznych i politycznych. Wraz z upływem czasu jego twórczość była coraz bardziej rozpoznawalna. Rysunki Andrzeja Milewskiego można było zobaczyć m.in. w Gazecie Wyborczej oraz w programie Szkło kontaktowe na antenie TVN24. Twórca współpracował też z takimi podmiotami, jak WWF, Greenpeace, Amnesty International czy Polska Akcja Humanitarna. Jego ilustracje znalazły się także w książkach Jak zostać zwierzem telewizyjnym? Doroty Wellman oraz Nowa Polska. Przewodnik dla Polaków. Obecnie Andrzej Milewski to jeden z najbardziej znanych polskich rysowników. Tylko na Instagramie jego twórczość śledzi ponad 250 tysięcy osób.


Autor: Mateusz Nowak

Zdjęcia: Pinterest, archiwum prywatne

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *